czwartek, 7 czerwca 2012

Dzień szósty - 51 km

Idę od 5.30.
Dokąd dziś dojdę?
Dziś już szósty dzień i zmęczenie daje o sobie znać.
Jednak taka wyprawa to nie to samo co rajdy, w których brałem udział. Podczas rajdu 24 godzinnego,
gdzie mamy do pokonania 100 km organizm mobilizuje się na te 24 godziny. Dajemy radę bez snu.
Adrenalina robi swoje. A że nogi bolą? Mają potem tydzień lub dwa, aby się zregenerować.
Tu każdy dzień zaczyna się powoli, organizm rozbudza się do walki a wieczorem się pada.
Jednak każdy dzień zaczyna się coraz trudniej.
Czasami tak jest, że trzeba coś szybko zrobić, bo jak braknie sił to nie zrobi się tego wcale.
A ja nie mogę iść bez przerwy i to zaczynanie ciągle na nowo ... okazuje się trudne.
Na rajdach idziemy często ścieżkami w lesie, drogami gruntowymi - ale jest to lepsze dla nóg.
Teraz idę często nierównym poboczem lub skrajem drogi.... i stąd te pęcherze.
Ale idę. Trzymajcie kciuki, bo okazuje się, że każdy kolejny dzień jest trudniejszy.
8.30 - jestem już po śniadaniu.
Zszedłem z głównych dróg i wybieram bardziej boczne. Idę przez pola i podziwiam krajobrazy.
Dziś święto, więc mniejszy ruch pojazdów, ludzi też nie widać, chyba wszyscy jeszcze śpią.
Ciągle myślę, kiedy wreszcie będzie stadion w Poznaniu i ta myśl każe iść mi dalej.
10.00 ciepło, słońce świeci - jestem już przebrany w szorty.
Boczne drogi - to był dobry wybór.
Idzie się zdecydowanie lepiej, piękne widoki - polecam zdjęcia na facebooku.
Niedawno spłoszyłem żurawie z kukurydzy. Bocian kołował nad łąką. Ptaki cały czas śpiewają.
A przed chwilą przebiegły sarny. Mam dodatkowe atrakcje.
Może będę się trzymał tych dróg bo mój strój nie bardzo jest odpowiedni na dzisiejsze święto.
A jednak ktoś się zainteresował wędrowcem wśród pól.
W okolicach Morzęcina wyszedł do mnie gospodarz
pokierował na odpowiednie dróżki abym ominął jeżyny.
Wchodzę w lasek. Zające przebiegają mi drogę... ale na zdjęcia zwierząt nie ma szans,
zanim uruchomię aparat  - już ich nie ma.
14.00 miałem godzinną przerwę, bo jest upał i trudno się idzie.
Nogi dobrze rozchodziłem po polnych drogach i będę się ich trzymał.

Będę nocował w Szymanowie niedaleko Rawicza.
Drogę wyznaczają mi noclegi… albo raczej ich brak po trasie, którą chciałbym iść.
Nie sądziłem, że tak trudno o nocleg w tej części Polski.
W Szymanowie – miła Pani już przez telefon serdecznie mnie zapraszała. 
Zakwaterowałem się około 20.00 w gospodarstwie agroturystycznym Pani Małgosi Jurdeczki w Szymanowie. Już na wstępie pani Małgosia obniżyła mi cenę za nocleg. Poczęstowała mnie ciepłą herbatą i truskawkami. Zanim tu dotarłem byłem w Rawiczu, gdzie uzupełniłem prowiant. Przed Rawiczem – w Dębnie zjadłem obiad. Teraz kąpiel i spać… no i opatrzę moje pęcherze. Pani Małgosia poratowała mnie spirytusem do dezynfekcji. Nogi bolą… ale znacznych kontuzji nie ma. Mam nadzieję, że rano znowu je rozchodzę. Rozmawiałem z rodziną, wszyscy mi kibicują i martwią się śledząc moje poczynania przez endomondo. Wszystkich pozdrawiam i przepraszam jeśli niezbyt wyczerpująco odpowiadam na wiadomości na facebooku…. Brak czasu, zachęcam do czytania bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz