Do bazy zlokalizowanej w Zespole Szkół Publicznych w Czarnej Wodzie dotarłem o godz. 16-tej z minutami. Liczyłem na to, że uda się ze 2 godziny przespać przed startem. Niestety, hałas na sali gimnastycznej powodował, że co chwila się budziłem. Czas minął jednak w miłej atmosferze na rozmowach ze stałymi bywalcami Harpagana. Przygotowania do startu zajęły kilkanaście minut i na kwadrans przed godz. 21-szą byłem już gotowy. Tradycyjnie o godz. 20.57 zaczęto wydawać mapy i równo o dziewiątej ruszyliśmy na trasę TP 100. Wszystkie punkty kontrolne zlokalizowane były w lesie. A las to był nie byle jaki – Bory Tucholskie J Drogę do PK 1 wybrałem bezpiecznym północnym wariantem i w okolice punktu dotarłem bardzo szybko. Tu jednak popełniłem błąd i znalazłem się za bardzo na południe od PK. Spotkałem dużą grupę, która szła na punkt południowym wariantem, wspólnie ruszyliśmy na północ i po kilkunastu minutach znaleźliśmy PK1. Do PK2 dotarłem przez Hutę Kalną. Punkt odnalazłem bez problemu. W kierunku PK3 poruszałem się w kilkunastoosobowej grupie. Chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do asfaltowej drogi, która prowadziła z Iwiczna na południe. W tym celu udaliśmy się na wschód. Niestety, układ dróg na mapie i ten w terenie nie pokrywały się ze sobą J Dotarliśmy nawet do asfaltu, ale droga wcale nie prowadziła na południe, tylko, na… zachód. Szybko opuściliśmy tę drogę i skierowaliśmy się na południowy wschód. W końcu dotarliśmy do drogi, która prowadziła równolegle do rzeki Wdy i idąc nią na wschód dotarliśmy do asfaltówki, którą pierwotnie zamierzaliśmy iść na południe. Potem przeszliśmy przez most i drogami leśnymi dotarliśmy do PK3. Na PK 4 dostaliśmy się bez problemów. Do piątki najkrótsza droga wiodła przecinką, którą po podbiciu punktu trzeba było wracać. W obie strony co chwila mijałem osoby, które zdążały na lub z PK5. Niektórzy rozpoznawali mnie i pozdrawiali J Gorzej było z rozpoznawalnością z mojej strony. No cóż taka moja natura (ślepota i skleroza) J W drodze na szóstkę dogonili mnie Piotr i Marek, którzy szli razem z jeszcze jednym kolegą, którego imienia niestety zapomniałem… Dalszą cześć pierwszej pętli przeszliśmy razem w czwórkę. Zdobycie PK6 nie sprawiło nam żadnych problemów. Drogę do siódemki wybraliśmy przez Parcele. Było to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ szybko stanęliśmy na PK7. Niestety, przed punktem zaczęło padać i tak było aż do samej bazy, do której dotarliśmy o godz. 6.16 (czas pierwszej pętli 50 km – 9 godz. 16 minut). Bardzo korciło mnie, aby przespać się godzinkę, miałem w końcu duży zapas czasu. Postanowiłem jednak szybko się przepakować i około 6.30 byłem już na tracie do PK9. Do punktu dotarłem bez problemu. Niestety znowu zaczęło padać (drobny deszcz dokuczał nam z przerwami aż do południa). Do PK10 dotarłem przez Wieck oraz most koło leśniczówki Wojtal. Punkt znalazłem bez problemu. Jedenastka była zlokalizowana na Kaczym Błocie – na szczęście było w miarę suche J Między PK11 a PK12 ogarnęła mnie taka senność, że miejscami szedłem w tempie 3 km na godzinę. Po drodze był jednak zadaszony deszczochron. Usiadłem, oparłem się o stół i zasnąłem na 10 minut (popołudniu musiałem powtórzyć drzemkę jeszcze 2 razy – warunki nie były już jednak tak komfortowe J). Krótki sen wykrzesał ze mnie kolejne siły i bez problemu dotarłem na dwunastkę. Na PK13 szedłem przecinką, którą na dwunastkę zmierzali inni uczestnicy. Znowu ogarnęła mnie senność, przestało jednak padać, więc, aby zająć się czymś nowym, wyciągnąłem aparat i zacząłem robić zdjęcia nadchodzącym z naprzeciwka. Trochę mnie to ożywiło, a efekt fotografowania możecie oglądać w galerii J Z trzynastką miałem sporo problemu. Dotarłem przecinką w okolice stacji kolejowej Bąk. Odnalazłem rozebrane torowisko i udałem się wzdłuż niego na zachód. Później okazało się, ze powinienem przejść przez to nieczynne torowisko i iść wzdłuż torów, które skręcały na południowy-zachód. Niestety, wziąłem nasyp za nieczynną linię kolejową i po kilkuset metrach… zgubiłem się. Okazało się, że nie tylko ja. Po kilkudziesięciu minutach bezsensownego kręcenia się w kółko podłączyłem się do grupki, która namierzała na punkt od północy i po kilkunastu minutach dotarłem na miejsce. Aby dotrzeć do PK14 należało przejść przez 2 mosty. Pierwszego z nich nie było. Gdy dotarłem do przeprawy około dwudziestu osób obojga płci zakładało odzież po drugiej stronie rzeki J Właśnie zakończyli przeprawę przez rzekę. Zapytałem jak jest głęboko, a gdy uzyskałem odpowiedź, że do pasa, to postanowiłem nie rozbierać się. Dno było w miarę stabilne i szybko znalazłem się na drugim brzegu. Zimna woda orzeźwiła mnie i przegoniła senność. Pomyślałem, że teraz to już na pewno ukończę Harpagana i ruszyłem dalej. Czternastkę zlokalizowaną koło rezerwatu Kręgi Kamienne znalazłem bez problemu. Droga do PK15 okazała się znacznie prostsza niż wskazywała to mapa – w każdym razie bezbłędnie wykonałem zaplanowany wariant po krętych dróżkach. Ostatni odcinek do bazy pokonałem w towarzystwie Jakuba i Tomasza. Na metę dotarliśmy tuż przed ósmą - mój czas setki to 22 godz. 58 minut. W bazie sprawnie odczytano dane ze Sportidenta, dostałem wydruk z międzyczasami i odzyskałem kaucję za wypożyczenie karty. Potem tradycyjny harpagonowy zimny prysznic :-) Ciepłe, proste danie na stołówce. Niby zwykły makaron, ale smakował jak najwykwintniejsza potrawa. Na zakończeniu rozlosowano drobne upominki. Tym razem również do mnie uśmiechnęło się szczęście - wygrałem lampę rowerową wraz z powiatowymi gadżetami :-) W czasie dekoracji Harpaganów wręczono mi certyfikat oraz okazały medal. Potem zasłużony sen i powrót do domu w glorii chwały :-) Do zobaczenia za pół roku :-)
Zdjęcia i moje przebiegi (w okolicach 3 i 13 trochę prowizoryczne) :
https://picasaweb.google.com/101968383447810233045/Harpagan43CzarnaWoda#
Witaj Krzysztofie
OdpowiedzUsuńDziękuję za dowiezienie do mety, bo było już ze mną psychicznie i fizycznie ciężko, dlatego po dotarciu do bazy od razu zasnąłem. Miałem krótki przebłysk świadomości i zapisałem się na losowanie, w którym, podobnie jak Ty zdobyłem lampki rowerowe. Niestety, nad czym strasznie ubolewam, przespałem, nie dosłyszałem lub nie zostałem wyczytany w czasie wręczania certyfikatów. Nie wiem czy jest teraz jakakolwiek szansa na otrzymanie blachy, bo certyfikat chyba bedzie na kolejnej edycji do odbioru. Mam nadzieję, że zobaczymy się na Rudawskiej Wyrypie i będzie okazja porozmawiać dłużej. Do tego czasu chyba wrócę do formy chociaż niektóre paznokcie będa chciały się ze mną pożegnać :-) (buty zrobiły sie za ciasne, choć normalnie są o numer za duże)
Dziękuję i pozdrawiam
uradowany z pierwszej zaliczonej setki
Tomasz