niedziela, 23 października 2011

Harpagan 42 Elbląg 14 - 16 października 2011


Po raz czwarty jadę na Harpagana. Cel: ukończyć po raz trzeci i zdobyć tytuł. Wiem, że nie będzie łatwo. Przede mną osławione Wzniesienia Elbląskie. Dojazd bez większych przygód, mam bezpośredni autobus z Łodzi via Warszawa. W stolicy wsiada spora grupa uczestników rajdu. Czas szybko mija wśród rozmów i wymiany uwag nt. przeszłych Harpaganów i prognoz na obecny start. Elbląg wita nas deszczem, szybko łapię plecak i pędzę do bazy. Formalności załatwiam w kilka minut. Bez problemu znajduję wolne miejsce na sali gimnastycznej. Tłoku nie ma. Pozdrawiam znajomych z poprzednich imprez, przebieram się, szykuję przepak, pakuję kilka rzeczy do plecaka i pół godziny przed czasem jestem gotowy. Dawno już tak sprawnie nie poszły mi przygotowania :-) Idę na start. Pada drobna mżawka, kurtkę przeciwdeszczową zostawiłem w bazie, prognozy mówią, że za kilka godzin przestanie padać...
3 minuty przed godziną 21 otrzymuję mapę. Pierwszy rzut oka wystarczy i już wiem ,że łatwo nie będzie: dużo poziomic, punkty poustawiane w lasach, najkrótsze warianty trzeba będzie robić na azymut lub decydować się na okrężne przejścia drogami.
Wybija dziewiąta i czterystu  śmiałków rusza na trasę. Jestem w pierwszej grupie, biegnę ulicami Elbląga. Po kilku minutach kończy się asfalt i zaczyna grząskie podłoże. Zwalniam, jest pod górę i coraz bardziej ślisko. Buty grzęzną w błocie, a z nieba leje się coraz więcej wody. Wchodzimy do Bażantarni, lasku, który jest istnym labiryntem dróżek położonych wśród wzniesień. Idziemy na wschód, w pewnym momencie czołowa grupka skręca na północ. Wiem, że to za wcześnie. Idę dalej i po około stu metrach sam skręcam w kierunku PK 1. Idę na azymut i po chwili wchodzę na górkę. Punktu jednak tu nie ma. Rozglądam się – wszędzie wokół widzę czołówki: zaczęło się „czesanie” lasu :-) Ruszam na wschód, wchodzę na kolejne wzniesienie i... znowu nic. Tym razem schodzę ze wzgórza w kierunku północnym, tracę równowagę na śliskim zboczu i jadę w dół na tylnej części ciała. Takich upadków tej nocy zaliczę jeszcze kilka :-) Wchodzę na górkę, punktu tu też nie ma, chyba jestem za bardzo na wschód. Decyduję się na kierunek zachodni i na kolejnym wzniesieniu trafiam wreszcie na PK 1. Czas 21.50 – nie jest źle, ale trzeba szybko lecieć na następny punkt. Zbiegam ze wzgórza i po chwili trafiam na dróżkę. Doganiam kilka osób i w tej grupie idę na północ. Po kilkunastu minutach wychodzimy z lasu we wsi Dąbrowa. Po chwili osiągamy asfalt, który po błotnych przygodach witamy z radością :-) Truchtamy do wsi Jagodnik, za którą kończy się twarda nawierzchnia. Kierujemy się na północ, w kierunku jeziora. Trafiamy na odnogę drogi, która prowadzi nas nieco na wschód. Wychodzimy na kolejny asfalt, skręcamy w lewo i po trzystu metrach osiągamy PK 2 (czas 23.15). W dalszym ciągu pada. Nie zatrzymuję się i po podbiciu punktu szybko ruszam w drogę. We wsi Ogrodniki muszę skręcić na północ. Zatrzymuję się na chwilę, w tym czasie podchodzą do mnie dwaj piechurzy z Trójmiasta: Łukasz (nr 24) i Marcin (nr 25). Decydujemy się na drugą z kolei drogę i maszerujemy dalej w trójkę. A deszcz zamiast słabnąć pada coraz mocniej. Idziemy błotnistą drogą, która po około kilometrze wychodzi na łąkę i ginie wśród traw. Wg mapy powinniśmy osiągnąć tu skrzyżowanie i skręcić na wschód. Idziemy jeszcze kawałek na północ przez pole, drogi jednak nie ma. Szybka decyzja: na azymut w kierunku wschodnim i po około ośmiuset metrach powinniśmy trafić na drogę do Przybyłowa. Przedzieramy się przez krzaki i wysokie pokrzywy, idziemy przez las, przechodzimy przez grząskie pole. Drogi nadal nie ma. Trudno, trzeba dalej na wschód: kolejne pole i za niewielkim wzniesieniem widzimy światła wioski. Tam musi być droga ! Wkrótce do niej dochodzimy, skręcamy na północ i po chwili dochodzimy do tablicy „koniec wsi Huta Żuławska”. Jesteśmy ponad kilometr dalej na wschód niż zamierzaliśmy być ! ...no, ale przynajmniej wiemy gdzie jesteśmy :-) Teraz szybko na północny zachód, mijamy Przybyłowo, za wsią skręcamy na północ, dochodzimy do lasu i jego skrajem dochodzimy do PK 3 (czas 1.28). Następny punkt jest na północy, przy Świętym Kamieniu, na samym brzegu  Zalewu Wiślanego. Idziemy na wschód, aby jak najszybciej wydostać się z lasu. Dochodzimy do rzeczki. W tym miejscu, wg mapy, powinien być most. Powinien, ale go nie ma. Kilka minut szukamy dogodnego miejsca na przeprawę i w końcu decydujemy się na przejście przez bród. Buty i tak mamy przemoczone, woda do połowy łydek nie robi na nas specjalnego wrażenia :-) Ruszamy w stronę Pogrodzia. We wsi odnajdujemy drogę na północ do Chojnowa. A deszcz, zamiast ustąpić, pada coraz mocniej. Próbujemy się rozgrzać biegnąc przez jakiś czas. Mijamy Chojnowo i skręcamy na północny-zachód. W lesie mijamy wzniesienie, z którego gapi się na nas kilka par świetlistych, żółtych oczu (na mecie dowiaduję się, o zgrozo, że mogło to być stado wilków, które grasuje w okolicy Tolkmicka). Docieramy do skrzyżowania, skręcamy w prawo i po chwili w lewo. Dochodzimy do torów kolejowych i po kilku minutach jesteśmy przy PK 4 (czas 4.05). Do piątki docieramy bez większych problemów: kilka kilometrów po torach, ulice Tolkmicka, droga na południe, mostek przez rzeczkę i wdrapujemy się na Okopy Tolkmita (PK 5 – czas 5.30). Do kolejnego punktu idziemy przez las na południe. Po wyjściu na pole skręcamy w dróżkę na zachód. Dochodzimy do skrzyżowania i zaraz za nim ruszamy na azymut w kierunku PK 6. Schodzimy do głębokiego wąwozu, dalej idziemy wzdłuż potoku i na jego końcu dochodzimy do rzeczki, przy której podbijamy punkt ( czas 7.03). Siódemka znajduje się daleko na południe. Na szczęście wreszcie  przestaje padać. Poza uciążliwym marszem nie napotykamy większych problemów: droga przez las, potem asfaltem do Ogrodnik, mijamy miejsce, gdzie stała dwójka, następnie idziemy wzdłuż jeziora i przez Jagodnik. Na końcu wsi urywam się moim towarzyszom i samotnie podbijam PK 7 (czas 9.52). Teraz szybkim marszem zmierzam do bazy wygodną drogą szutrową. Wkrótce pojawia się asfalt i wchodzę do Elbląga. Do bazy docieram o godz. 11.06 po ponad 14-stu godzinach na trasie. Tu podbijam PK 8. Szybko zmieniam rzeczy w plecaku , smaruję poobcierane stopy i biegnę na start drugiej pętli. Wiem, że nie ukończę  tej setki, ale chcę zaliczyć jeszcze kilka punktów. Idąc w stronę dziewiątki co chwilę mijam powracających z pierwszej pętli. Pozdrawiamy się serdecznie. Droga prowadzi asfaltem na północ aż do wsi Krasny Las. Tu na wysokości dawnego PGR-u skręcam na zachód, następnie przez pole dochodzę do lasu, gdzie odnajduję drogę na północ, a następnie skręcam na zachód i po chwili osiągam PK 9 (czas 13.31). Ruszam na północ, po rozjeżdżonej mokrej drodze. Docieram do asfaltu i we wsi Próchnik zaraz za kościołem skręcam za znakami szlaku czerwonego. Idąc malowniczą dróżką wzdłuż wąwozów docieram do skrzyżowania, gdzie skręcam w lewo i po chwili osiągam PK 10 (czas 14.58). Do jedenastki idę okrężną drogą: początkowo na północny-zachód, a po dotarciu do asfaltu skręcam na wschód i na początku wsi Łęcze skręcam na północ . Ponownie idę czerwonym szlakiem. Po kilku minutach docieram do grodziska Święte Miejsce, gdzie zlokalizowany jest PK 11 (czas 16.21). W czasie krótkiego odpoczynku na posiłek analizuję swoją sytuację: kolejny, dwunasty punkt jest czynny do godz. 18.00 i jest mało prawdopodobne, abym zdążył przed jego zamknięciem, moje stopy są już bardzo zmasakrowane. W związku z powyższym podejmuję decyzję o odwrocie. Do bazy czeka mnie 15 km marszu asfaltem. Po drodze śmigają koło mnie rowerzyści, którzy zdążają na metę tą samą drogą co ja. Do bazy docieram o godz. 19.44. Byłem na trasie 22 godziny i 44 minuty. Po zamknięciu mety okazuje się, że zostałem sklasyfikowany na 32 miejscu, a całą trasę udało się pokonać tylko 10 zawodnikom. W bazie biorę prysznic, jem pyszną, gęstą grochówkę z kiełbasą i idę na krótką drzemkę. O godz. 22.00 biorę udział w podsumowaniu imprezy, potem śpię do rana, a o godz. 9.00 ruszam na dworzec, skąd jadę pociągiem do domu (z przesiadkami w Malborku i Toruniu).
Podsumowując muszę stwierdzić, że długo będę pamiętał tego Harpagana. Deszcz, gliniaste błoto, trudny, pofałdowany teren oraz obtarte stopy i wielkie zmęczenie będą wspomnieniem październikowego Elbląga. Poza powyższymi trudnościami trzeba zauważyć bardzo dobrą organizację rajdu oraz świetną atmosferę stworzoną przez wszystkich uczestników Harpagana. Pozostaje mi tylko zaprosić Was, drodzy czytelnicy na kolejną edycję rajdu, w kwietniu 2012 oraz polecić Wysoczyznę Elbląską jako świetne miejsce na terenowy wypad:-)
Zapraszam do obejrzenia zdjęć:
https://picasaweb.google.com/101968383447810233045/Harpagan42Elblag2011#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz